Losy rodziny Lichtenstern

<p>Rodzina Heidi Fishman – Margret Lichtenstern z synem Robbiem i córką Ruth</p>

Rodzina Heidi Fishman – Margret Lichtenstern z synem Robbiem i córką Ruth

<p>Matka Heidi – Ruth „Tutti” Lichtenstern<br />
Fishman, 1944</p>

Matka Heidi – Ruth „Tutti” Lichtenstern
Fishman, 1944

<p>Wujek Heidi – Robbie<br />
Lichtenstern, 1944</p>

Wujek Heidi – Robbie
Lichtenstern, 1944

<p>Dokument nr 65523624#1<br />
Archiwum ITS Arolsen</p>

Dokument nr 65523624#1
Archiwum ITS Arolsen

<p>Dokument nr 5058548#1<br />
Archiwum ITS Arolsen</p>

Dokument nr 5058548#1
Archiwum ITS Arolsen

<p>Paragwajski paszport rodziny Lichtenstern</p>

Paragwajski paszport rodziny Lichtenstern

<p>Heinz Lichtenstern</p>

Heinz Lichtenstern

<p>Dokument nr 100189017#1<br />
Archiwum ITS Arolsen</p>

Dokument nr 100189017#1
Archiwum ITS Arolsen

<p>Dokument nr 65523623#1<br />
Archiwum ITS Arolsen</p>

Dokument nr 65523623#1
Archiwum ITS Arolsen

<p>Dokument nr 65523603#1<br />
Archiwum ITS Arolsen</p>

Dokument nr 65523603#1
Archiwum ITS Arolsen

Kiedy dorastając, pytałam mamę, Ruth „Tutti” Lichtenstern Fishman, jak wraz z rodziną przetrwała Holokaust, zawsze odpowiadała: „Mieliśmy sfałszowany paragwajski paszport”. To rzeczowe stwierdzenie nie budziło we mnie kolejnych pytań do czasu, gdy podjęłam się zbadania i spisania jej historii, którą zawarłam w książce Tutti’s Promise. Nagle moim pytaniom nie było końca: Kto sfałszował wasz paszport? Kiedy i w jaki sposób twój ojciec go zdobył? Czy za niego zapłacił? Jeśli tak, to ile? Ilu trzeba było pośredników, aby paszport do niego trafił?

W 1936 roku, szukając schronienia przed antysemityzmem Hitlera i nazistów, mój dziadek, Heinz Lichtenstern, przeniósł się wraz z rodziną z Kolonii w Niemczech do Amsterdamu w Holandii. Ale po ataku Niemców na Holandię w maju 1940 roku losy tamtejszych Żydów zmieniły się na zawsze. Jako handlarz metalami dziadek miał znajomości na całym świecie. Jestem pewna, że zwrócił się do każdego, po kim spodziewał się, że mógłby udzielić im pomocy. Jakiś czas po inwazji oddał całą swoją gotówkę przyjacielowi, Egbertowi de Jongowi – holenderskiemu ministrowi sprawującemu nadzór nad metalami nieżelaznymi. Poprosił, aby de Jong przechował te pieniądze do końca wojny. Zanim Heinz opuścił Kolonię, naziści odebrali mu obywatelstwo. Niemcy wprowadzili także wysoki podatek emigracyjny, w związku z czym dziadek zaczął obawiać się – słusznie, jak się okazało – że jednym z następnych kroków będzie przejęcie kont bankowych holenderskich Żydów. Polecił de Jongowi, aby wykorzystał pieniądze do ratowania naszej rodziny, jeśli pojawi się taka możliwość. Sądzę, że zbierał i przekazywał mu także pieniądze od innych Żydów pracujących w jego firmie, żeby i oni skorzystali z jego pomocy.

W 1943 roku rodzina została wysłana do obozu przejściowego w holenderskim Westerborku. Rodzina, czyli moi dziadkowie – Heinz i Margret Lichtenstern; moja mama, która miała wówczas osiem lat; oraz jej pięcioletni brat, Robbie. Wszyscy czterej dziadkowie mamy zostali zabrani do obozu cztery miesiące wcześniej. Spędziwszy miesiąc w barakach karnych w Westerborku, mama i jej najbliższa rodzina (rodzice oraz brat) zostali wypuszczeni z powrotem do Amsterdamu. Z początku wydało mi się to dziwne, ale po głębszym zbadaniu sprawy odkryłam, że dziadek odegrał kluczową rolę w przekształceniu obozu przejściowego w obóz pracy – sortownię złomu. Setki żydowskich więźniów wysyłanych do pracy przy sortowania złomu mogły pozostać dłużej w Holandii i uniknąć tym samym transportów na wschód, które – jak powszechnie było wiadomo – oznaczały śmierć.

W czasie moich badań odkryłam, że „Heinz Lichtenstern” widniał na wielu dokumentach przesyłanych pomiędzy biurami Adolfa Eichmanna i Alberta Speera. Jako minister uzbrojenia i amunicji Speer potrzebował metalu. Eichmann dążył do umieszczenia jak największej liczby Żydów w obozach śmierci. Spierali się o to, co uczynić z moim dziadkiem. Z rozkazu wydanego przez biuro Eichmanna rodzinę aresztowano ponownie w lutym 1944 roku i znów wysłano transportem do Westerborka. Tym razem umieszczono ich w „barakach dla uprzywilejowanych”. Po przyjeździe z radością odkryli, że dziadkowie matki nadal przebywali w obozie, jednakże dziesięć dni później całą czwórkę posłano do Terezina w Czechosłowacji.

W międzyczasie de Jong wykorzystał pieniądze powierzone mu przez mojego dziadka, aby zdobyć dokumenty. W 1943 lub 1944 roku dziadek otrzymał sfałszowany paszport Paragwaju. Ten ratujący życie dokument zawierał imiona i nazwiska dziadka, babci, mamy oraz wujka. Paszport o numerze 543/43 miał datę wystawienia 30 grudnia 1942 roku. Data była prawdopodobnie sfałszowana, jak cały dokument. Wystawiono go w Bernie w Szwajcarii. Mama opowiadała mi o 20–30 paszportach pochodzących z tego samego źródła: wysłano je pocztą do Amsterdamu, większość jednak przechwycili cenzorzy. Tylko ten jeden egzemplarz dotarł do adresata. Mama myślała, że ten zbiór paszportów był przeznaczony tylko dla jej rodziny i składał się z wielu kopii tego samego dokumentu, wysłanych w nadziei, że któraś dotrze do celu. Przypuszczam jednak, że ich odbiorcami miało być łącznie 20–30 różnych rodzin, ale zdecydowana większość dokumentów – jak już wspomniałam – została przechwycona. Przyjaciele moich dziadków, Moses i Gertrud Hanemann, otrzymali jeden paszport (nr 530/43), podobnie jak Caelilie Calvary (nr 493/43), krewna właściciela filmy handlowej, w której pracował dziadek.

Do paszportu wystawionego dla rodziny Lichtensternów dołączono także list notarialny z datą 16 listopada 1943 roku, podpisany przez Ignaza Herzfelda, prawnika z Bazylei w Szwajcarii. Zakładam, że paszport został dostarczony z Berna do Bazylei przez kogoś związanego z grupą Ładosia. Nie wiem natomiast, w jaki sposób trafił potem do Egberta de Jonga i Heinza Lichtensterna.

Rodzina Lichtensternów pozostała w Westerborku do 4 września 1944 roku, kiedy wysłano ich w wagonie towarowym do Theresienstadt. Życie w tym obozie, znanym także pod nazwą Terezin, było o wiele trudniejsze niż w Westerborku. Panowały tam cięższe warunki, brakowało jedzenia, szerzyły się choroby. Pod koniec września 1944 roku Niemcy rozpoczęli likwidację Theresienstadt. W ciągu miesiąca wysłano do Auschwitz jedenaście transportów liczących około 18 400 mężczyzn, kobiet i dzieci. Co najmniej 16 365 spośród nich zamordowano.

Pierwszy transport nosił nazwę „Ek”. Obozowy samorząd żydowski wystosował zawiadomienie, w którym zapowiedziano, że transport ten obejmie 2500 mężczyzn w wieku od 16 do 55 lat; mieli oni trafić do Rzeszy i budować tam obóz pracy. W rzeczywistości celem podróży był Auschwitz. Mama opowiadała, że jej trzydziestosiedmioletni ojciec został przydzielony do transportu, który miał odejść następnego dnia. Przyszedł do baraku, gdzie mieszkała z bratem i matką, aby się pożegnać. Mówiła, że nigdy wcześniej nie widziała, jak płakał. Położył się na jej pryczy, przytulił ją i zaniósł się płaczem. Wiedział, że posyłają go na śmierć. To oznaczało, że nie mógł też zrobić nic więcej, aby ochronić swoich bliskich. Rozumiał, że dołączą do jednego z kolejnych transportów. Mogę sobie tylko wyobrazić, co czuła moja mama w wieku dziewięciu lat, kiedy jej ojciec zalewał się łzami, przyciskając ją do siebie ze wszystkich sił.

Następnego ranka zgłosił się na plac transportowy z całą masą innych mężczyzn, których czekał taki sam los. Ktoś, być może znajomy, wiedział, że mój dziadek miał paragwajski paszport. Ktokolwiek to był – pewnie inny Żyd, który również obawiał się o swoje życie – poradził dziadkowi pokazać sfałszowany dokument SS-manowi. Dziadek zapewne wątpił, że dokument pomoże. W końcu nie uchronił go przed deportacją do Theresienstadt. Musiał znaleźć w sobie wiele odwagi, aby podejść i pokazać paszport, bo za wystąpienie z szeregu groziło pobicie lub rozstrzelanie na miejscu. To był decydujący moment. Niemiec obejrzał sfałszowany paragwajski dokument wystawiony w Bernie i skreślił Heinza Lichtensterna z listy transportu „Ek”. Dziadkowi wręczono cienką kartkę papieru maszynowego w kolorze różowym, na której widniał napis ausgeschieden, jego nazwisko, numer obozowy i data urodzenia. Ausgescheiden oznacza „odwołany”. Zgodnie z danymi ze strony internetowej instytutu Yad Vashem w transporcie „Ek” dotarło do Auschwitz nie 2500, a 2498 więźniów. 2016 mężczyzn zagazowano tuż po przyjeździe. Nie wiem, ilu spośród pozostałych 482 mężczyzn ostatecznie przeżyło.

Gdyby nie ten paszport, mój dziadek zostałby najpewniej zamordowany w Auschwitz. Wszystko wskazuje na to, że podobny los spotkałby resztę rodziny, której dopisało jednak szczęście, bo większość doczekała razem końca wojny w Theresienstadt. Niestety, dziadkowie macierzyści mojej matki znaleźli się w ostatnim transporcie do Auschwitz i zginęli w komorze gazowej.

W dokumentach wystawionych po wojnie przez Alianckie Siły Ekspedycyjne (Allied Expeditionary Force) członkowie mojej rodziny figurowali jako „bezpaństwowcy”, co oznaczało, że do domu w Amsterdamie powrócą nieprędko – o ile w ogóle im się to uda. Historia paragwajskiego paszportu ma jednak dalszy ciąg. Zaraz po wojnie powrót do Holandii sprawiał bezpaństwowym Żydom wiele trudności. Holendrzy uważali, że wystarczająco już wycierpieli z rąk Niemców. Nie chcieli u siebie żydowskich uchodźców – zwłaszcza pozostających w kraju bezpaństwowców, którzy ich zdaniem staliby się ciężarem dla społeczeństwa. Mój dziadek posiadał jednak sfałszowany paszport – ktoś wykreślił więc z dokumentów słowo „bezpaństwowiec” i zastąpił je słowem „Paragwaj”, co pozwoliło mojej mamie wrócić do Amsterdamu niespełna dwa miesiące po wyzwoleniu. Holendrzy byli bardziej skłonni wpuścić do kraju rodzinę Paragwajczyków niż europejskich Żydów, ponieważ zakładali, że takie osoby zechcą w przyszłości powrócić do Ameryki Południowej.

Paszport przydał się rodzinie po raz trzeci, kiedy po powrocie do Amsterdamu dziadek poszedł do pracy, aby utrzymać rodzinę. Zajął się tym, na czym znał się najlepiej, czyli handlem międzynarodowym. Wiązało się to z podróżami zagranicznymi, do których paszport był niezbędny. Ponieważ Lichtenstern nie mógł czekać przez kilka miesięcy z założonymi rękami na wystawienie holenderskiego paszportu – miał przecież na utrzymaniu żonę, dwójkę dzieci, oraz swoich rodziców, którzy przeżyli pobyt w obozach – przez co najmniej dwa lata podróżował po Europie, używając tego samego paragwajskiego dokumentu, który uratował im życie. Każdy jego centymetr pokrywają stemple wjazdowe i wyjazdowe.

Często rozmyślam o tym paszporcie i o tym, jak trzykrotnie pomógł mojej rodzinie: ocalił ją od obozów śmierci, skrócił czas deportacji w obozach dla przesiedleńców i wreszcie – pozwolił mojemu dziadkowi zarobić na życie. Choć niektóre z moich pytań o ten dokument pozostają bez odpowiedzi, jedno jest pewne: Aleksander Ładoś i jego współpracownicy, którzy przeprowadzili tę śmiałą operację paszportową, byli bohaterami.

Heidi Fishman, M.A., Ed.D. (mgr nauk humanistycznych, dr pedagogiki)

 

K. Heidi Fishman, autorka książki Tutti’s Promise, jest emerytowanym psychologiem, popularyzatorką wiedzy o Holokauście, żoną i matką czwórki dzieci. Mieszka w Vermont (USA). Rodzina jej matki przeżyła Zagładę dzięki paszportowi Paragwaju.